zapalił. Widać tytoń nie należał do przednich, gdyż liczne owady, bujające dotychczas swobodnie nad dyrwanem, oddaliły się na bezpieczną odległość, w pobliże rozpalonej drogi, którą od osady szła Pacia. Dziewczynie z pewnością dokuczała nuda upalnego dnia, gdyż wyszukiwała najdziwniejsze rozrywki: dłubała w próchniejących parkanach, wąchała choiny koło sklepu baptysty, próbowała łapać wróble kąpiące się w gorącym piasku. W ruderze, gdzieś na trzecim piętrze prześwitującym już niebem, kłócili się żarliwie Korsacy o sposób przyrządzania parzonki dla prosiaka. Pacia powoli zbliżała się do dyrwanu, gdzie leżał pan Staś przykryty zawiesistą przędzą dymu. U Korsaków spadło coś z brzękiem na podłogę, ktoś krzyczał używając