nosicielem odrodzenia narodowego. Autor nie dostrzega tego zjawiska. Nie docenia też rozwijającego się ruchu narodowego, natomiast przecenia znaczenie tendencyjnych spisów ludnościowych, które na ziemiach polskich zaboru pruskiego spełniały wyraźnie funkcję walki z polskością.<br>W tej sytuacji nie zaskakuje też zbytnio forma i treść oceny naszej historiografii powojennej (<page nr=125> - przypis). Jeszcze mniej łaskawie, lecz podobnie obcesowo, autor rozprawia się z pracami historyków NRD i książką historyka radzieckiego J. Rubinsztejna. Wymowę tych cenzurek, wystawianych w szeregu przypisach, które nie mają nic wspólnego z rzetelną, rzeczową krytyką, podkreśla fakt, że Wehler korzysta równocześnie bezkrytycznie z literatury i materiałów (np. z artykułu Biniszkiewicza, opracowań Wasilewskiego, biuletynów