pod wielkim parasolem, rzadko się zdarza taki widok, jakby mi parasol nie zasłaniał, to tylko bym tak stał i patrzał. Oglądam się za siebie i własnym oczom nie wierzę, góry!, a spoza gór świetlne spływają pasma, jak pierwszomajowa dekoracja zrobiona z białych i żółtych firanek, i toną w Oku, siejąc lazurowe błyski. No, widzieliśmy góry, można wracać na ognisko. Wracamy z pieśnią na ustach.<br><tit1>26.08.01</><br>Wciąż Zakopane, ileż można. W słynnym niegdyś Koktajl-Barze wszystko zdumiewająco niedobre i nieapetyczne, siedzimy z Arturem na tarasie i gryziemy rzodkiewki. A ulicą przeciąga, oczu nie mogę oderwać, przenika się nawzajem tłum, a