ze świńskiej skóry. Napiwek. Niski ukłon czapką. Wyglądałem przez okno. Markowski Harry siedział w ruszającej taksówce, bez uśmiechu zadowolenia, ale rzeczowo, śpiesząc się na kolej. Odwrócił się jeszcze, kiwnął mi ręką i krzyknął:<br>- Niech pan nie będzie frajer!<br>Do dziś dnia nie wiem, co o nim sądzić: czy to cyniczny łobuz, czy w ogóle kto? W każdym razie, jak dowiedziałem się dużo, dużo później, zrobił wielki majątek, a przy okazji tego ośmiu Niemców, w tym dwu dygnitarzy z przemysłu wojennego, złożyło swoje życie jako ofiary przeraźliwej i niezrozumiałej zawieruchy wojennej.<br>Na Markowskim Harrym postanowiłem ostatecznie skończyć ten rozdział, już i tak