się z bólu, podbiegła do niego i niby przestraszona jęła go przepraszać i pocieszać. Podziałało. Jeszcze dla zasady kilka razy przyłożył jej, ale już niezbyt mocno, aby nie uszkodzić kruchej przecież istoty, po czym rzucił na łóżko. Pogodzili się dość szybko, w czym pomogło pół litra wódki, stojącej zawsze w lodówce, tak na wszelki wypadek.<br>Tymczasem wykopany za drzwi Jacek M. był tak oszołomiony, że w pierwszej chwili w ogóle nie bardzo wiedział, co się stało. Minęła dobra chwila, zanim taksówkarz zrozumiał, w jakiej znalazł się sytuacji. A przedstawiała się ona następująco. Dochodziła 4.30 rano, co Jacek M. mógł stwierdzić