Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
powoziliśmy, gdy zaszła potrzeba.

Wieczorem padaliśmy znużeni na nasze wyrka i zmasypialiśmy kamiennym snem w połowie zdania.

Siemionycz na wszystko nam pozwalał. Z iście rosyjskim "chlebosolstwem" namawiał nas do jedzenia i nieustannie poganiał służącą Marfuszę:

- Marfa! Marfusza! Ruszaj się! Dawaj ogóreczki małosolone! Cóż to? Kartofli zabrakło? Przynieś no kwasu z lodowni! Kurczęta małe jak wróble! Nasi goście z głodu przy tobie poumierają! Ruszaj się, ślamazaro!

Marfusza, pulchna dziewucha, o łydach grubych, ale foremnych, uśmiechała się od ucha do ucha i strzelała do nas oczazni, a Pluja raz po raz ukradkiem szturchała w bok. Miała do niego wielką słabość i zawsze jemu
powoziliśmy, gdy zaszła potrzeba.<br><br>Wieczorem padaliśmy znużeni na nasze wyrka i zmasypialiśmy kamiennym snem w połowie zdania.<br><br>Siemionycz na wszystko nam pozwalał. Z iście rosyjskim "chlebosolstwem" namawiał nas do jedzenia i nieustannie poganiał służącą Marfuszę:<br><br>- Marfa! Marfusza! Ruszaj się! Dawaj ogóreczki małosolone! Cóż to? Kartofli zabrakło? Przynieś no kwasu z lodowni! Kurczęta małe jak wróble! Nasi goście z głodu przy tobie poumierają! Ruszaj się, ślamazaro!<br><br>Marfusza, pulchna dziewucha, o łydach grubych, ale foremnych, uśmiechała się od ucha do ucha i strzelała do nas oczazni, a Pluja raz po raz ukradkiem szturchała w bok. Miała do niego wielką słabość i zawsze jemu
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego