nimi fajansowy talerz z płatami salcesonu, pokój oświetlony był jarzeniówką, na której grzały się gonokoki wielkości wróbli. Żadna z tych trzech osób nie zwróciła uwagi na nasze wejście, siedziały w milczeniu, zapatrzone przed siebie. "Dobrze, że wpadłeś, oni są ugotowani, a ja nie mam z kim trzasnąć" - powiedział Tęgopytek głosem lunatycznym i przyniósł z kuchni czystą musztardówkę, z której gonokok wyfrunął przysiadając wśród kolegów na jarzeniówce, wypiliśmy zagryzając salcesonem, a wtedy blondyna gębę okrągłą ku mnie zwróciła, szczoteczki rzęs w górę się uniosły, oko szkliste zobaczyłem, bez mrugania się we mnie przed chwilą wpatrywała, pewny byłem, że chce coś powiedzieć, bo