towarzysze bili żołnierzy Gniazda, to tuż obok toczyła się inna walka. Wykorzystując swą liczebną przewagę, wojownicy Pazura napierali bez ustanku. Padali martwi, odniósłszy rany, czołgali się po ziemi, ale następne szeregi bezlitośnie tratowały ciała towarzyszy. Cóż z tego, w tym tłoku często bardziej przeszkadzali sobie niż pomagali. Gwardyjski szereg, choć luźny, wciąż trzymał linię. Każdy wojownik walczył ze swoimi przeciwnikami, osłaniając równocześnie boki sąsiadów. Gdy padł, jego miejsce zajmował ktoś z odwodu.<br>Ława gwardzistów zatrzymała się dopiero na Garłaju, uginając się na nim jak cięciwa napięta palcami łucznika. A potem pękła. Atak Szerszeni załamał się, bitwa w centrum zmieniła się w