chodzić, a poza tym - dodała - sztylet jest do zabijania ludzi, a nie do noszenia przez dziewczynki...<br><br>- Co ty tam wiesz, Liziu - pani Franciszka lekceważąco wzruszyła ramionami. - Takimi sztyletami węgierscy bohaterowie, rewolucjoniści, unicestwiali wroga. Ty, nosząc go teraz, duchem jakby łączysz się z nimi w tej walce. Spójrz, jak pięknie wykonaną ma głownię...<br><br>Eliza wzdrygnęła się: ostry szpic, krew na ostrzu, dużo krwi, jęki rannych, końskie kopyta miażdżące ciała - kiedyś miała taki straszny sen. Zbladła, zachwiała się. - Co ci jest, Liziu? - Nie czekając na odpowiedź, pociągnęła córki w boczną ścieżkę. Ach, gdybyż pojawił się jakiś stróż porządku, ktoś z policji, ach, gdyby