ich łączyło, że mieszkali razem. Wyglądali jak dwa cienie, dwie przybłędy, smutne i obdarte, a oczy mieli zapadnię- te i puste. To nie do wiary, mówię panu, zupełnie nie do wiary.<br>Mijały lata, dosłownie lata, a on wciąż pił i pił, i nic nie zostało ze starego pana Petrie, wesołego, mądrego, który na każdy dobry dowcip miał jeszcze lepszy, którego wszystkie kobiety obsiadały jak psy próg u rzeźnika. Wierzyc się nie chciało, że kiedyś mógł grywać w szachy i kłócić się z artystami, którzy tu przychodzili razem z ta malarka z kartoflanym nosem. No a potem zginał Henryk i pan Petrie