wódz ich w tremie<br>Poprosił gościa, by zszedł w podziemie.<br>W głąb prowadziły śliskie pochylnie.<br>Siadł pan Soczewka, odbił się silnie<br>I czując w sobie zapał młodzieńczy,<br>W dół zjeżdżał szybko jak po poręczy.<br>Jazda ta trwała z kwadrans, aż wreszcie<br>Znalazł się w wielkim podziemnym mieście.<br>Był to właściwie majdan rozległy,<br>Stąd zaś we wszystkich kierunkach biegły<br>Na kształt uliczek długie tunele.<br><br>W tunelach były mieszkalne cele,<br>A w każdej celi, choć to niezdrowo,<br>Siedział stwór jeden ze swoją krową.<br>Tam strzygł ją, czyścił, żywił i poił,<br>Gdy zaś głód poczuł, tę krowę doił.<br>Nad placem wielkie kule jaśniały,<br>A