Typ tekstu: Książka
Autor: Urbańczyk Andrzej
Tytuł: Dziękuję ci, Pacyfiku
Rok: 1997
coś, na co czeka się tygodniami. Szkoda czasu na ślęczenie nad kamerą.
- Panie Andrzeju, my tę Jokohamę to znamy aż nadto dobrze. Do tego te ich upiorne ceny...
Wpadam do Towa jedynie, by nakarmić kota i spędzać noce nad tekstami. Pracuję istotnie ciężko. Cud, że dzięki "wszystkim ludziom dobrej woli" mam z głowy przynajmniej troski materialne.
Tymczasem "Ocioszyński" przechodzi do Jokohamy. Teraz ja jestem gospodarzem.
- Zapraszam na mały rewanż.
- Rewanż? - uśmiecha się kapitan. - Chętnie, a nawet koniecznie. W Gdańsku, po pana powrocie z wokołoziemskiego rejsu!
Znów pożegnanie. Chyba najsmutniejsze ze wszystkich. W ciągu tych kilku dni "Ocioszyński" był mi domem. Załoga braćmi. Goszczono
coś, na co czeka się tygodniami. Szkoda czasu na ślęczenie nad kamerą.<br> - Panie Andrzeju, my tę Jokohamę to znamy aż nadto dobrze. Do tego te ich upiorne ceny...<br> Wpadam do Towa jedynie, by nakarmić kota i spędzać noce nad tekstami. Pracuję istotnie ciężko. Cud, że dzięki "wszystkim ludziom dobrej woli" mam z głowy przynajmniej troski materialne.<br> Tymczasem "Ocioszyński" przechodzi do Jokohamy. Teraz ja jestem gospodarzem.<br> - Zapraszam na mały rewanż.<br> - Rewanż? - uśmiecha się kapitan. - Chętnie, a nawet koniecznie. W Gdańsku, po pana powrocie z wokołoziemskiego rejsu!<br> Znów pożegnanie. Chyba najsmutniejsze ze wszystkich. W ciągu tych kilku dni "Ocioszyński" był mi domem. Załoga braćmi. Goszczono
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego