pieczonych wróbli). Teraz pojechaliśmy samochodem, ale kiedy mój przyjaciel był młodszy, zjeździł swój świat na rowerze. Zna tu każdą dolinkę, każdą ścieżkę, niemal każdego człowieka: barmankę w miasteczku nad Gardą, gdzie kiperujemy młode Bardolino, barmana w schronisku wysoko wśród gór Balao, skąd widać jak słońce zachodzi nad białymi szczytami dalekiego masywu Brenty. Gdy wracamy przez wyżyny Valpolicelli, odnajduje przyjaciół w klubach robotniczych, gdy wspinamy się ku Górom Lessyńskim, trafia na kogoś, kto mu tanio sprzeda kasztany. A potem prowadzi nas do lasu, byśmy sami ich trochę uzbierali. Ale to już w drodze do Giazzy, gdzie ludzie mówią jeszcze inaczej, co stanowi