Tak, przyznaję, ale głównie ze względu na żonę.<br>- Lusiu, jeszcze po jednym koniaku - zaordynował Ossowiecki i znów się pogrążył w sobie. Te chryzantemy, ta sceneria mdła i ospała, wiatr jak w górach, drażniąca woń: rozlane lekarstwo lub silny środek na robactwo, dochodząca z zaplecza. Pianista na powrót grał, tym razem melodię z filmu Każdemu wolno kochać. Robił wrażenie podpitego.<br>- To ostatni - zapowiedziała Lusia, podmieniając kieliszki.<br>- Tego można było się spodziewać, no to wypijmy ten ostatni koniak Drugiej Rzeczypospolitej, panie Janie - z ciemną barwą w głosie powiedział Ossowiecki, podawszy kieliszek Jassmontowi.<br>- Wypijmy i niech pan powie wreszcie.<br>- Nalega pan, parszywa pogoda, dobrze