Polakom, do czego są zdolni, gdy wywiną szablą młynka.<br><page nr=126> Więc nie wiem, dokąd schodzę śladem Dziadka i księcia po stromych schodach, do jakiego narodowego sanktuarium, tchnącego chłodem, wilgocią i pleśnią, gdzie spoczywają zmurszałe korony, buławy i buńczuki, zmurszałe kontusze, zmurszałe sukmany, zmurszałe sztandary, a nad nimi unosi się odor sanctitatis, męstwa i chwały, i słowiańska woń kapusty.<br>Bo właśnie ta rodzima woń coraz intensywniej tchnie - z sanktuarium i świerzbi w nosie, schody się kończą, otwiera się długa i ponura krypta, pośrodku stół zamiast grobowca, puste ławy pod ścianami i troje drzwi w trzy różne strony, sam nie wiem, od których zacząć