im dzieci wychowywała.<br>Kierowniczka odbyła ze mną rozmowę, w czasie której wiele mówiła o posłannictwie nauczyciela, o tym, że musi on wyrzekać się różnych doczesnych przyjemności. Przyznać muszę otwarcie, nie mam co tego ukrywać, że nigdy nie czułam w sobie żadnego posłannictwa, lubiłam ten zawód, chciałam dobrze pracować, ale nie miałam zamiaru poświęcać się. Bo i po co? Nie sądzę, aby dzieci specjalnie lubiły cierpiętników. A wieś też nie była zbyt purytańska. - No tak - powiedziała na to pani kierowniczka - ale pani, koleżanko, nie jest zwyczajnym człowiekiem. Pani, koleżanko, musi godnie reprezentować nasz zawód. Na panią dzieci patrzą... Przypomniałam pani kierowniczce, że w