karpia z wyrzutem łypiącego na mnie z brodzika, Wielkiej Pardubickiej po sklepach w poszukiwaniu czegokolwiek, co da się owinąć w kolorowy papier i podrzucić po cichu pod choinkę, tak, żeby nikt z rodziny nie przyuważył, od kogo dostanie to obrzydliwe różowe boa z marabuta i ramkę w kształcie serduszka. Dostaję migreny na myśl o wigilijnej kolacji, od zapachu jodły mam mdłości, a na propozycję wspólnego śpiewania kolęd reaguję spazmami. W zeszłym roku postanowiłam, jak na nowoczesną, nieobciążoną bagażem rodziny i wolną od przesądów kobietę przystało, przeciwstawić się wszechogarniającej tradycji. Oto, co z tego wyszło. <br><br><tit> 15 listopada</><br><br>Zaczynam obserwować pierwsze objawy szaleństwa