patrz, czy kto nie idzie, ja będę zrzucał cegły, żeby nie spadły same od wiatru.<br>Chłopak zszedł na podwórko i pilnował, Mirek wywalał cegłówki przez krawędź. Spadały z trzaskiem, jedna na drugą, wyrzucając w powietrze małe obłoczki pomarańczowego kurzu. Po dłuższej chwili Mirek znikł za płaszczyzną dachu, słychać było uderzenia młotka, kilka cegieł zsunęło się niebezpiecznie blisko szyb okien na schodach, wreszcie wszystko ucichło. Chłopiec od sąsiadów zawołał starszego kolegę kilka razy, a nie otrzymawszy odpowiedzi wzruszył ramionami i poszedł znów schodami na strych. W całym domu było dość cicho - babcia Katarzyna siedziała w swojej służbówce, ciągle chora Celina leżała w