coraz cieplej, jeden, drugi, wreszcie jest coś wolnego... Rozsiedliśmy się po kątach. Już spaliśmy na widok takiego luksusu. Każdy miał swoje miejsce, a poza nami nie było nikogo. Przyzwyczajone ruchy, półautomatyczne, miękko pochylone ku swemu celowi, tak jak się pochylamy ku klamce, ku muszli, kiedy wstajemy w nocy, by oddać mocz. Kurtka powieszona, można wpełznąć do norki, wyciągnąć nogi, wstrząsnąć się i wyciągnąć do bólu z jakiegoś pomieszania zimnych i ciepłych odczuć... Potem wtulić się, poszukać najmiększej piersi i zacząć powoli<br> <page nr=38><br> znikać. Zapadać się, połączyć się bezwolnie z pokornym dążącym rytmem, wyobrazić sobie jeszcze resztką tonącej przytomności, że czarny żelazny potwór