portierni, przerażony, że to się zbliża monsignore Rigaud. Ale to nie był on: Przez ten czas portier podniósł słuchawkę, zapowiadając mnie. Usłyszałem:<br>- Jest tu cudzoziemiec z listem do jego eminencji. A po chwili - do mnie:<br>- Proszę pana na górę.<br>Podjechaliśmy windą na pierwsze piętro. Małą, ciemną, w rogu podwórza o monumentalnych wymiarach, które wprawiło mnie w taki zachwyt po szczęśliwej rozmowie z monsignorem Rigaud. Na górze, przy drzwiach od windy, czekał na mnie czarno ubrany pan, w krótkich spodniach i pończochach. Przedstawiłem mu się i wyciągnąłem rękę, żeby się przywitać. Ledwie jej dotknął, zażenowany. Wtedy zorientowałem się, że to jest służący