Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
Gruszeńce, która spadła z drabiny i potłukła sobie kolano; o wsi, z której wygnała go nędza; o swoim dziadku, który żył 115 lat i w Smoleńsku widział Napoleona...

Jegor miał wyblakłe niebieskie oczy pełne dobroci, tak jak mój ojciec, a szyję zarośniętą i ogorzałą, koloru cegły. Do mnie nigdy nie mówił po imieniu. Najczęściej używał nieokreślonego zwrotu "malczik", a czasami nazywał mnie ceremonialnie Adamem Stanisławowiczem. Wtedy ja zwracałem się do niego w podobnej formie.

Gdy więc zatrzymywał się przy rzece, gdzie pojono konie, i gawędził z innymi dorożkarzami albo przekomarzał się z babami sprzedającymi pestki i kiszone jabłka, a ja wchodziłem na most
Gruszeńce, która spadła z drabiny i potłukła sobie kolano; o wsi, z której wygnała go nędza; o swoim dziadku, który żył 115 lat i w Smoleńsku widział Napoleona...<br><br>Jegor miał wyblakłe niebieskie oczy pełne dobroci, tak jak mój ojciec, a szyję zarośniętą i ogorzałą, koloru cegły. Do mnie nigdy nie mówił po imieniu. Najczęściej używał nieokreślonego zwrotu "malczik", a czasami nazywał mnie ceremonialnie Adamem Stanisławowiczem. Wtedy ja zwracałem się do niego w podobnej formie.<br><br>Gdy więc zatrzymywał się przy rzece, gdzie pojono konie, i gawędził z innymi dorożkarzami albo przekomarzał się z babami sprzedającymi pestki i kiszone jabłka, a ja wchodziłem na most
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego