Typ tekstu: Książka
Autor: Krzysztoń Jerzy
Tytuł: Obłęd
Rok: 1983
tupnęła, zaśmiała się i
przyjrzawszy się trzem naszym gębom w oknie, machnęła ręką. - Z
jednym nie potrafię, tym bardziej z trzema...

Możecie się bawić moim kosztem, korona mi z głowy nie spadnie...
- uśmiechnęła się mrużąc oczy.
- No to, Krzyś, chodź tu do mnie.
Na co czekasz?
Pójdziemy do ogrodu!
- Leć... - mruknął Piotr ściszonym głosem.
- Sami dopilnujemy porządku na mecie.
Na razie wygrywasz... (tekstangielski).
Dzień ten dostarczył mi zbyt wielu przeżyć, jak na jednego
biednego rekonwalescenta.
Przede wszystkim - świeże powietrze, którego nie wąchałem od tak
dawna, że z wrażenia nogi mi się uginały.
I zieleń drzew, krzewów, trawy.
Te obłoki zieleni, którą
tupnęła, zaśmiała się i<br>przyjrzawszy się trzem naszym gębom w oknie, machnęła ręką. - Z<br>jednym nie potrafię, tym bardziej z trzema...<br> &lt;page nr=255&gt;<br> Możecie się bawić moim kosztem, korona mi z głowy nie spadnie...<br>- uśmiechnęła się mrużąc oczy.<br> - No to, Krzyś, chodź tu do mnie.<br> Na co czekasz?<br> Pójdziemy do ogrodu!<br> - Leć... - mruknął Piotr ściszonym głosem.<br> - Sami dopilnujemy porządku na mecie.<br> Na razie wygrywasz... (tekstangielski).<br> Dzień ten dostarczył mi zbyt wielu przeżyć, jak na jednego<br>biednego rekonwalescenta.<br> Przede wszystkim - świeże powietrze, którego nie wąchałem od tak<br>dawna, że z wrażenia nogi mi się uginały.<br> I zieleń drzew, krzewów, trawy.<br> Te obłoki zieleni, którą
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego