zatapianej i wypływającej z głuchym pojękiwaniem ulgi.<br>- Margit! - krzyknął. - Dosyć... Wracamy.<br>Głos ugrzązł w lepkich szelestach rozkolebanych wód. Nie był pewny, czy go usłyszała.<br>Podpłynął do boi, uchwycił się pierścienia szorstkiego od pęcherzyków rdzy, fala wlokła go, próbowała ukręcić, porwać. Musiał uważać, żeby nim nie otarła o blachy porosłe ostrymi muszlami.<br>- Margit! - krzyknął z gniewem, dosłyszała, ciało zmieniało położenie, zawisło nad głębiną, uniosła dłoń, która zaświeciła jak płatek cynfolii na znak, że rozumie. Z ulgą zobaczył, że zawraca.<br>Parskając, marszcząc zabawnie nos z obrzydzeniem uczepiła się przechylonej boi, prąd nimi szarpał, ciała obijały o siebie.<br>- Masz dość?<br>- Przynajmniej jedno z nas