jak wprawiony w ruch żarnówką młyński kamień mielący sam siebie.<br> <page nr=39><br> Wziąłem z jej rąk kiełbasę i usiadłem z powrotem na trawie, i jadłem dławiąc się ledwie przeżutymi kęsami, i krztusząc się od napływającej ciągle śliny.<br> A gdy przełknąłem ostatni kawałek, zobaczyłem, że nie ma już pod sadem wąskich stóp.<br> I na próżno ich szukałem.<br> Nie było ich ani pod sadem, ani w pobliskim domu, nie było ich we wsi, nie było w okolicznych polach dymiących od pożarów, od wybuchających szrapneli, rozrytych końskimi kopytami szarżującej kawalerii.<br> Byłbym wszystko zwalił na karb przywidzenia, sennego zmęczenia, gdyby nie nasycenie i smak czosnku w ustach