się na Mandżara. W półmroku ujrzał tylko jego błyszczące i wytrzeszczone strachem oczy. Pierwszy krok był chybotliwy, niepewny, jakby stopa napotkała grzęzawisko, dalsze nabrały sprężystości. Posuwał się wolno wzdłuż ściany, szorując plecami mokry, chropowaty mur. Za sobą czuł oddech Mandżara.<br>Naraz drgnął, zatrzymał się. Przed sobą ujrzał urwisko, w głębi, na dnie wielkiej, okrągłej groty, klęczała jakaś postać. W pierwszej chwili nie poznał jej, gdyż była okryta zieloną, brezentową wiatrówką... Dopiero po chwili spostrzegł białą furażerkę i wielkie wibramowe buciska.<br> - Marsjanin - szepnął.<br>Gdy opanował pierwsze przerażenie, bacznie przyjrzał się klęczącej postaci. Nie mógł się mylić, był to Marsjanin, właściciel przedpotopowego wehikułu. Teraz