boogie znakomicie portretowała nijakość, smutek, pozbawiony nadziei świt, gorycz opuszczenia, alkohol jako ostatnią deskę ratunku. Właśnie alkohol, o którym zapatrzony w modne narkotyki show-biznes zupełnie chyba zdążył zapomnieć. Jak wspomina Waits, "w głowie szumiał mi coraz głośniejszy, coraz bardziej pogmatwany hałas. Miewałem ochotę spuścić pianino z okna i pobiec na dół, by zdążyć usłyszeć z bliska, jak się roztrzaskuje. Problem polega na tym, że większość instrumentów jest kanciasta, a muzyka jest okrągła. Jak wpiszesz klocek w kulę, zostaje jeszcze trochę pustych kawałków. Te brakujące przestrzenie chciałem wypełnić dodatkowymi dźwiękami, nie przewidzianymi w tradycyjnym spektrum". Konsekwentną realizacją tego "zorganizowanego chaosu" brzmieniowego Waits