ścieżka wydeptana.<br>Osły zostały u nich, został ten siwy, na którym dotąd jeździłam, i drugi myszaty.<br>Diego niósł sakwę.<br>Nie mogłam za nim nadążyć, takimi wielkimi krokami ruszył od razu z kotliny, gdzie spędziliśmy noc. Prawienie oglądał się w tył, szedł pierwszy, rozdrażniony i zaperzony, widziałam to, szedł jakby sobie na przekór, zżymał się, a coraz bardziej pośpieszał. Ścieżka pięła się w górę, z początku łagodnie, potem gwałtowniej po stromiźnie. Raziło słońce, upał wzmagał się z każdą chwilą, miałam sucho w ustach i czerwone krążki latały mi przed oczami. Nigdy nie byłam w takich dzikich górach, żeby same kamienie i droga prosto