nich pani Kozicka z wysokim, jak do reńskiego wina, kieliszkiem w ręku. <br>- Wujku, syrop.<br>Przysiadła na krzesełku, czekając, aż wypije. Jak to ona, małomówna i nie strzelająca oczami. Szumowski nadpil lekarstwo, skrzywił się.<br>-Muszę koło swojego głosu chodzić jak Caruso - mówił. - Straszne, panie, są te wilgotne, zimne kościoły i palace na przemian z rozpalonymi placami i ulicami. No i autobusami z oknami otwartymi na przestrzał. Tu grzeje, a tu wicjc. A do tego trzeba zdzierać gardło. Czy to autobus, bo hałas, czy to kościół, czy na przykład Forum Romanum, bo się bractwo jednego miejsca nie trzyma, rylko rozłazi.<br>Uskarżał się tak, pijąc