jak sąsiad sąsiadowi nie pomoże, to kto panowie, kto?, wchodzę dalej i nawołuję, rzucam okiem na płaszczyki, piękne, delikatne, gdybym tak ja mógł taki swojej sprawić, to by było, po nogach by mnie całowała, idę dalej pomaleńku i pytam cały czas, czy ktoś jest, czy nie, po prawej pokój, łazienka na wprost, wchodzę na lewo do dużego pokoju, otwarty na oścież, a na stole stoi zastawa, kompot rozlany po szklankach i papieros się tli w popielniczce, telewizor idzie z lekka ściszony, talerze pełne zupy i łyżki niektóre w talerzach, dziwne to niezmiernie, i taki się nagle ni stąd ni zowąd głodny zrobiłem