sprzęgło, bieg, gaz, hamulec...!!! Cichy pomruk silnika zabrzmiał w moich uszach jak pienia anielskie, szarpnięcia prawie nie poczułam, trójka była w sam raz! Istny cud, że w takiej chwili pamiętałam o tej różnicy w biegach! Zeszłam na dwójkę i poczułam się nieco pewniej. Dopiero teraz pojęłam w pełni to wycie na wysokich obrotach za każdym razem, kiedy samochód wjeżdżał i wyjeżdżał.<br>To nie była droga, to nie była nawet serpentyna. To była jakaś upiorna karuzela z przeszkodami. Według licznika przejechałam zaledwie osiem kilometrów, a czułam się, jakbym odbyła podróż z Lizbony do Władywostoku i z powrotem. Gdzie, u diabła, jest ten mostek