niedzielę, bo to i msza, i suma, i po południu jeszcze nieszpory, to<br>choćby tylko świece wciąż gaś, zapalaj. A już jesienią to jak w<br>chlewie, choć to kościół, bo ludzie nigdy butów nie wytrą z błota,<br>tylko tak się walą, to nieraz cały wózek tego błota zamiecie po jednym<br>nabożeństwie. Czasem siadał sobie obok mnie w ławce, jak mówił, na<br>odsapkę. A czasem mnie prosił, żebym mu drabiny potrzymał, bo musi<br>wyjść na sam szczyt, żeby dostać do jakiegoś obrazu i kurz zetrzeć.<br> Myślałem więc, że mi już odpuścił to siedzenie w jednym miejscu, i<br>spróbowałem kiedyś przenieść się do