zasłony słońce pulsowało bielą, która zmuszała do zmrużenia powiek, wyciskając grymas znużenia. Maszyna chłodzeniowa szumiała, jednak Terey odróżniał miarowe stuknięcie kropli, która zbierała się na końcu rurki i rozbryzgiwała w blaszanej foremce, wysychając bez śladu. Powolne kapanie mierzyło czas. Z rozdrażnieniem podnosił oczy, by się upewnić, czy kleista kropla znowu nabrzmiewa i leniwie odrywa się od miedzianej rurki, ponaglał ją spojrzeniem, niemal błagał, żeby już odpadła.<br>Telefon zaterkotał.<br>- Bądź łaskaw pofatygować się do sekretariatu, towarzysz ambasador cię wzywa - usłyszał głos Judyty.<br>- Czy zaraz mam przyjść, bo właśnie rozpocząłem...<br>- Radziłabym, Ferenz już tam jest.<br>- A po co? - ociągał się jeszcze; spocone uda