druciane w oknach skrobały gałązki pnączy, szarpane wieczornym wiatrem.<br>- Dobrze, jedźmy jutro - powiedział nagle.<br>Ożywiła się, odsunęła pasmo włosów na ucho, błysnęła rozpogodzonymi oczami.<br>- Jutro. O świcie - parł już teraz zdecydowany - uciekamy na białe plaże, o których marzyłem. Chyba woda spłucze moje zmartwienia, zagrzebiemy je w piachu... Margit, pomóż mi - nachylił się nad nią.<br>Objęła go, przygarnęła mocno.<br>- Przecież ja tylko tego pragnę.<br>Pogrążył twarz we wzburzonych włosach, znajomym zapachu, który chłonął aż do szumu krwi.<br>- Jesteś dobra dla mnie - całował jej szyję.<br>Kiedy chłopcy hotelowi znosili jej spakowane walizki do auta, już zapadał zmierzch. Na balkonach i kamiennych parapetach tarasów prowadzących