kamieni, płonących snopków siana, strzał. Daborczycy cofnęli się więc od bramy, zostawiając wiele trupów. Zaraz wrócili jednak, znów uderzając we wrota taranami. Chyba zabrakło obrońcom kamieni, bo przestali nimi ciskać, za to gęściej śmigać zaczęły w dół czarnopióre strzały. Krzyk i jęk zabitych zlał się w jedno echo z wrzaskiem nacierających. Ale wkrótce znów musieli odstąpić, zabierając rannych. Nieprzygotowany atak tłumu napotkał spokojną i pewną odprawę żołnierzy. Choć Daborczycy pięli się po ścianach jak pająki, to i odpadali od nich jak owady trącone ręką człowieka. Kamienie trzaskały o czaszki, strzały przebijały gardła, kości pękały przy upadkach, fosa szybko pochłaniała tych, co