towarzyszkach spacerujących obok po stole. Wytwarza się pewna, nazwałbym to tak, owadowatość życia i śmierci. Podejrzewam, że zaczyna się patrzeć na człowieka trochę jak na żywe mięso z kępkami włosów na głowie i na częściach płciowych, trochę jak na śmieszną zabawkę, która gada, rusza się - ale wystarczy podnieść rękę i nacisnąć cyngiel, a na tym samym miejscu leży zwyczajny przedmiot, obojętny jak drzewa i kamienie. Kto wie, czy nie jest to droga do zupełnego zobojętnienia - również na własną śmierć. Może się zdarzyć, że przy dobrej wprawie i odpowiednim wyszkoleniu ludzie będą umierać lekko, od niechcenia, że będą to traktować niemal jak