Typ tekstu: Książka
Autor: Andrzej Czcibor-Piotrowski
Tytuł: Cud w Esfahanie
Rok: 2001
bólu uczestniczyła, nie odczuwając go, bo zniewalał tylko ciało, wdzierał się w nie okrutnie i bezwzględnie, z wyższością: nic mu prócz woli nie można przecież przeciwstawić, lecz i ta, niezależna i swobodna, przemieniła się nagle w postrzelonego lisa, nie, nie postrzelonego, lisa schwytanego w żelazne wnyki, w zwierzę, którego jedyna nadzieja to odgryzienie łapy, i gryzłem ją w myślach, bo nie mogłem jej inaczej dosięgnąć, i wbijałem w nią zęby, i czułem smak krwi, i słyszałem trzask druzgotanych kości...
i ząb szczękał o ząb, i wydawało się, że już, zaraz, natychmiast zamarzną we mnie krew i oddech, i z wysiłkiem otulałem
bólu uczestniczyła, nie odczuwając go, bo zniewalał tylko ciało, wdzierał się w nie okrutnie i bezwzględnie, z wyższością: nic mu prócz woli nie można przecież przeciwstawić, lecz i ta, niezależna i swobodna, przemieniła się nagle w postrzelonego lisa, nie, nie postrzelonego, lisa schwytanego w żelazne wnyki, w zwierzę, którego jedyna nadzieja to odgryzienie łapy, i gryzłem ją w myślach, bo nie mogłem jej inaczej dosięgnąć, i wbijałem w nią zęby, i czułem smak krwi, i słyszałem trzask druzgotanych kości...<br>i ząb szczękał o ząb, i wydawało się, że już, zaraz, natychmiast zamarzną we mnie krew i oddech, i z wysiłkiem otulałem
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego