całego świata islamu w jeden wspólny front, któremu nie oprze się żadna potęga.<br>Chcąc między innymi zniweczyć te wysiłki, Amerykanie popierali po cichu afgańskich talibów, licząc, że pod ich rządami Afganistan przekształci się w kraj zdecydowanie konserwatywny, wrogi rewolucyjnemu Iranowi, Ameryce zaś przyjazny jak Arabia Saudyjska. Waszyngtońscy stratedzy mieli też nadzieję, że Osama, wprzęgnięty w równie zbożne, co trudne i żmudne dzieło budowy afgańskiego emiratu, zapomni na długie lata o zamachach terrorystycznych, rewolucji i świętej wojnie.<br>Spotkał ich srogi zawód. Wkrótce bowiem po przybyciu na afgańską ziemię Osama zaprosił na pustynię dziennikarzy i obwieścił powstanie Międzynarodowego Frontu Muzułmańskiego do Walki z