tej "Maski" - ocknęła się pierwsza.<br>- Tak, muszę tam spojrzeć na jednego kolaba, nazywa się Ipohorski... nazwisko kolaboranta szepnął jej jak najczulsze wyznanie: oto nie chce mieć wobec niej tajemnic:<br><tit>XIV</><br>Ten ślub urządzi ją lepiej niż tuzin fałszywych dowodów i trzy "czyste" mieszkania. W końcu stary był głośnym endekiem. Żaden najsprytniejszy szmalcownik w dzielnicy nie spojrzy w kierunku synowej architekta, który wśród warszawskiej inteligencji był filarem prawicy. Tylko ślub musi być z tych głośniejszych, z "welonem" - uśmiechnął się do poduszki. "Prostak, gdy się chce schować, idzie na paluszkach, ostrożnie, czai się, myśli, że każdy się za nim ogląda, a ja schowam