uśmiechała się uśmiechem drażliwym, niezrozumiałym dla niego, w końcu pogroziła mu palcem, lusterko schowała do kieszeni fartucha i sarnim krokiem oddaliła się do kawiarni.<br>Romek zadowolony, jakby w poczuciu spełnionego obowiązku, zarzucił ścierkę pod pachę i wyszedł na salę. Tknięty jakimś miłym uczuciem (było to coś, co się kojarzyło z napiwkiem) pospieszył na rewir, by do reszty uprzątnąć "foteliki". Jednym okiem baczył, by nie rozbić szklanek, drugim spoglądał ku garderobie. Przy wejściu stał baron Humaniewski i rozglądał się po sali, jakby kogoś szukał. Wczoraj był na rewirze Romka, rozmawiał z nim poufale i dał mu trzy złote. "Och, żeby tu przyszedł