jedyny, zwykłe <dialect>kulicki</>. Jak już były kijki z leszczyny, o, to już coś było. Przed samą wojną ktoś z Nowego Targu przyjeżdżał do szkoły i przywoził ze trzydzieści, czterdzieści par nart. Takich prawdziwych, porządnych z wiązaniami, ze <dialect>śpunarkami</>, jak myśmy to mówili. Był też instruktor, który uczył nas jazdy na nartach. Tydzień siedział w Jurgowie, a potem jechał do następnej szkoły. Tak wędrował od wsi do wsi. W pierwszym dniu próbowaliśmy chodzić na nartach koło szkoły, a dopiero później jeździliśmy na <dialect>brzyzku</>.<br><br><tit>Wygrana</><br><br>- Pamiętam, że w 1938 lub 1939 roku ktoś od Cułego dał mi kawałek pnia z gruszy, a sąsiad