Typ tekstu: Prasa
Tytuł: Płomyk
Nr: 11
Miejsce wydania: Warszawa
Rok: 1953
do chorego, a dyżury w Pogotowiu! Coś strasznego!
Przypadkiem spotkany znajomy, młody lekarz, w zeszłym roku ukończył medycynę. Narzekał bardzo głośno, ale w oczach błyszczał mu ogień zadowolenia. Taki, ogień, jaki płonie w oczach milionów ludzi w Polsce dzisiejszej, ogień radości, ogień pracy. Nawet nie zdążyłem zażartować z tego niby narzekania, gdy mój doktorek znikł w tłumie. Niech leci! na pewno pacjenci czekają.
Przed pół wiekiem wielki pisarz tak odmalował początek kariery młodego lekarza:
"W godzinach przyjęcia doktor Tomasz nie ośmielał się czytać książek. Siedział za swym stolikiem wyprostowany i czekał. Tak było we wrześniu, w październiku. Z czasem pozwolił sobie
do chorego, a dyżury w Pogotowiu! Coś strasznego! <br>Przypadkiem spotkany znajomy, młody lekarz, w zeszłym roku ukończył medycynę. Narzekał bardzo głośno, ale w oczach błyszczał mu ogień zadowolenia. Taki, ogień, jaki płonie w oczach milionów ludzi w Polsce dzisiejszej, ogień radości, ogień pracy. Nawet nie zdążyłem zażartować z tego niby narzekania, gdy mój doktorek znikł w tłumie. Niech leci! na pewno pacjenci czekają. <br>Przed pół wiekiem wielki pisarz tak odmalował początek kariery młodego lekarza: <br>"W godzinach przyjęcia doktor Tomasz nie ośmielał się czytać książek. Siedział za swym stolikiem wyprostowany i czekał. Tak było we wrześniu, w październiku. Z czasem pozwolił sobie
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego