Typ tekstu: Książka
Autor: Krzysztoń Jerzy
Tytuł: Wielbłąd na stepie
Rok wydania: 1996
Rok powstania: 1978
mlekiem. Ujrzawszy tę ucztę poczuli dokuczliwy głód. Tymczasem nie mieli nic prócz sucharów, które im mocno w podróży obrzydły. Przełykając ślinę spozierali na ser i mleko. Mariuszek oblizywał wargi. Kobieta opychając się lepioszką wyjaśniła, że na miejskim bazarze można dostać za prawdziwe ruble, co dusza zapragnie. A oni nie brzęczeli ni kopiejką.
- Zeszliśmy na dziady - powiedziała Jaśka. - Nie ma nawet czym zahandlować. A może tobie został choć woreczek machorki?
Ziuta pokręciła głową.
- Ostatni wymieniłam w drodze na cukier. Nic nie wymyślimy, Jasiu, a kraść nie pójdziemy. Trzeba by wybrać się na dworzec po kipiatok. Dziękujmy Bogu, że są jeszcze te trzy
mlekiem. Ujrzawszy tę ucztę poczuli dokuczliwy głód. Tymczasem nie mieli nic prócz sucharów, które im mocno w podróży obrzydły. Przełykając ślinę spozierali na ser i mleko. Mariuszek oblizywał wargi. Kobieta opychając się &lt;orig&gt;lepioszką&lt;/&gt; wyjaśniła, że na miejskim bazarze można dostać za prawdziwe ruble, co dusza zapragnie. A oni nie brzęczeli ni kopiejką.<br>- Zeszliśmy na dziady - powiedziała Jaśka. - Nie ma nawet czym zahandlować. A może tobie został choć woreczek machorki?<br>Ziuta pokręciła głową.<br>- Ostatni wymieniłam w drodze na cukier. Nic nie wymyślimy, Jasiu, a kraść nie pójdziemy. Trzeba by wybrać się na dworzec po &lt;orig&gt;kipiatok&lt;/&gt;. Dziękujmy Bogu, że są jeszcze te trzy
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego