w usteckiej zaś stoczni nadal klepano drewniane kutry, coraz już bardziej podobne do jednostek morskich niż powietrznych, jakby czas się nad Słupią zatrzymał. Nie zatrzymał się jednakże, tak jak nie zatrzymała się rzeka. Szedł na przód, a najbardziej w sąsiedztwie: ruszyły duże stocznie, stawiały coraz to wyżej poprzeczkę, rybacy już nie bardzo chcieli kręcić się przy brzegu na drewnianych "żółtkach", a ustecka stocznia robiąca kutry dla rybaków, łodzie ratunkowe dla dużych jednostek, ciągle żyła sławą dawnego, drewnianego, meblowego pionierstwa.<br> Wreszcie pionierstwu powiedziano nie: zabrakło zamówień, zakładowi groziła totalna plajta, a nawet gorzej - przejście z gestii okrętowej w gestię przemysłu okrętowego, co oznaczało