to w nim właśnie, mimo skromnego na pozór pochodzenia, płynie królewska krew szachinszachów, a my wierzyliśmy mu: jako przyjaciel nigdy by nas przecież nie okłamał,<br>i któregoś dnia wyruszyliśmy we trójkę na wypożyczonych rowerach za miasto, a po drodze - tak jak to było umówione - przyłączyła się do nas Sonia, zmieniona nie do poznania, w czerwonym fezie na głowie, ukrywającym jej długie włosy, w luźnej białej koszuli bez kołnierzyka, i w fałdzistych szerokich szarawarach, i w białych pantoflach o perkatych noskach,<br>i Sonia, i ja zostaliśmy odrobinę w tyle za Albinem i Hamidem, i ująłem jej dłoń, i tak jechaliśmy obok siebie, trzymając się