łabędzia się zmienia,<br>Ów zaś topi się strugą bławatkowych piór.<br><br>Jakby ktoś niecierpliwy z bezładnym pośpiechem<br>Dawał znaki i nagle odwoływał znak,<br>Rozpoczynał rysunek i darł swoje szkice,<br>Przekreślał pierwsze strofy sonetów czy ód,<br>Zmieniał efekty, gardził własną wyobraźnią -<br>Stwarzał, by niszczyć, złota nie szczędząc ni barw,<br>Aż, znużeni, od niebios odwracamy oczy...<br><br>II<br><br>I was jakże podziwiać i jakże rozumieć,<br>O narody-obłoki, mdlejące widziadła!<br>Szybkozmienne ofiary pasatów i burzy!<br>Niech serce moje, rokiem doświadczeń zatrute,<br>Nie ufa żadnym więcej liniom Maginota,<br>Wiotkim jak chmur granice, nietrwałym jak tęcze;<br>Niech nigdy nie pokocha żadnych stolic świata,<br>Niech nie szuka przystani