miśnieńskiej porcelany. Za jedną taką tancereczkę, którą miał, można było wtedy kupić pół samochodu. Oczywiście krajowego. To pewnie dlatego, że przyjechał tu zaraz po wojnie. Kiedy ja tu dotarłem, w moim mieszkaniu zdążyli powyrywać nawet drzwi z zawiasów. Może zresztą tamten lokator znalazł tą porcelanę gdzie indziej. On był trochę niechluj, ale mieszkanie miał ładne. Ogromny salon z wykuszem, rzeźby na suficie, a w łazience i kuchni wszystko, co możliwe, z porcelany. Później nikt tam parę miesięcy nie mieszkał, do przyjazdu pani Maryli, a właściwie Marii. Ale zawsze prosiła, żeby ją nazywać Maryla. Jej też pomagałem przy przeprowadzce. Prawie nie miała