na tym szwie, jakby wyłaniając się<br>z tamtej jego strony niczym zza krawędzi, pojawił się malutki, ot,<br>drobina, stary Kaziuń z pastwiska. Nie, nie miałem wątpliwości, że to<br>on. Byłem pewny, że go dawno zapomniałem. W każdym razie ze wszystkich<br>żywych i umarłych jego najmniej mógłbym się spodziewać, był przecież<br>nieledwie chwilą w moim życiu. W tym samym starym kapeluszu, z kijem na<br>ramieniu, z tobołkiem zawieszonym na tym kiju, tak jak nas opuścił<br>wtedy na pastwisku, szedł po tym szwie, to znikając w czerwoności<br>słonecznych promieni, że ledwo kapelusz mu wystawał, to znów się spoza<br>tych promieni wyłaniając. Wydawał się