że ona ciebie kocha, do tego jeszcze daleko, to się może nigdy nie stanie, to jest nieosiągalne. Ale cóż za radość! - ona chce, abym ja ją kochał, moja miłość jest jej potrzebna, wyciąga po nią ręce! Jak mogłem tego nie widzieć! <br>Dusiliśmy się oboje w oschłości. Jakże musiałem być jej nienawistny z tą gorliwością, za którą nie biło serce. Biło, przecież biło! Opancerzyłem je tylko. Głupi! Głupi! Ile nakazów, zakazów. Dla oczu, dla rąk, dla słów. Żyłem, jakbym był cały usztywniony. Cały w gipsie. Manifestowałem swoją bezinteresowność - przed kim? Przed Grzegorzem? Wobec kogo? Wobec niej? Żeby się nie czuła "zobowiązana"?! Wobec