kraina dzieciństwa. Ludzie byli i jałową ziemią, i gorzkim, burzowym niebem dorosłego świata, zostawił ich w jakiejś Warszawie...<br>Koło południa przyniosło z dala kilka wystrzałów. One też znaczyły coś innego - spokój wielkiej zabawy. Olo nurkował twarzą w szorstkie, pachnące wrzosy. Obiad przygotował sobie sam, obierając kartofle "w kwadrat" i pitrasząc nieodzowną dziczą pieczeń. Potem przewłóczył się znowu parę godzin. Teraz jednak myśli, odpędzone, wracały coraz częściej do Warszawy, Jerzego, "Głosu Pokolenia". Zmierzch zastał go w izbie, gdzie ołówkiem temperowanym żyletką gryzmolił notatki, uzupełniając swoje pozostawione w redakcji wspomnienia o wizycie w obozie doświadczalnym broni SS. Było już prawie ciemno ("Czemu ten