mojej szyi. Prawie nie spaliśmy. Potem już było lepiej. Choć początek, jak to zwykle bywa, przypominał początek. Obwąchiwaliśmy się jak wypuszczone na arenę zwierzęta, sprawdzaliśmy, kto jest silniejszy i na ile możemy sobie pozwolić. Na zmianę pokazywaliśmy pazurki i obrażaliśmy się jak dzieci. Tęskniliśmy jak wariaci, przez cały dzień pełni niepokoju, gdzie jest to drugie? Co robi? Czy tęskni? Potem godzinami siedzieliśmy bok przy boku, napawając się swoją obecnością.<br>Pewnego dnia obudził się zapuchnięty. Prawie nie było widać mu oczu. Nie chciał jeść, nie chciał pić. Wysoka gorączka, biegunka z krwią, leciał przez ręce. Lekarz, antybiotyki, zastrzyki, kroplówka. Nic nie skutkowało